środa, 5 listopada 2014

wstęp część 1.

Udałam się do piwnicy po wagę. Rzeczywistość cyfr na szklanym wyświetlaczu zwaliła mnie z nóg. Tak. 85 kilogramów. Obstawiałam sobie w myślach: no dobra, może 81, no góra 82. Osiemdziesiąt pięć słownie. Więc tak, po krótkim namyśle... Boże! Muszę zrzucić 40 kilogramów. Pogratulowałam sobie w myślach i przypominałam sobie siebie kiedy ważyłam 52 kilogramy i byłam piękna, wszystko na mnie leżało cudownie i byłam uśmiechnięta. Niestety. Z jeb**ymi zaburzeniami odżywiania często się przegrywa. Chyba jestem już na tyle dorosła by sobie z nimi poradzić, czyż nie? Mam 25 lat, walczę z tym dwunasty rok. Tak, dwanaście lat z życia, i tylko dwa razy udało mi się wygrać. Jak miałam 20 lat, a później w wieku 22. I gdyby nie to, że to gó*no do Ciebie wraca to dzisiaj byłabym szczęśliwa bardziej niż jestem. Wtedy byłam szczęśliwa. Naprawdę. Bo rano miałam siłę i ochotę ubrać się, namalować i gdzieś się przejść. Dzisiaj rzadko wychodzę z domu. Piszę to zajadając czipsy serowe, jedząc czekoladę i popijając Pepsi. Gratulacje. Gratulacje. Gratulacje. Stara baba a głupia. Co mnie naszło? A proszę. Jako kobieta współczesna czasami potrzebuję kupić sobie babską gazetę. Więc w koszyku wylądował u mnie Cosmopolitan. Gazeta kobiet rewelacyjnych, szczupłych, z pomysłami, szalenie cieszących się udanym życiem seksualnym z butami za 300 złotych i torebką za 600. No się kur*a nie oszukujmy, mnie na to nie stać, a nawet jeśli byłoby uważam, że za 900 można nakarmić przez miesiąc biedne i głodne dziecko w jakimś sierocińcu. Do rzeczy. Trafiłam na artykuł: "Jedzenie Twój wróg". I wyszło mi według testu , który tam jest, że jestem kompulsywnym żarłokiem. Bo : jem wtedy, gdy nie jestem głodna, lub nie jem kiedy moje ciało domaga się pożywienia. Często jem do chorobliwego napchania się. To ile ważę wywołuje we mnie uczucie wstydu, a bardziej wyrzuty sumienia. Jem umiarkowanie w towarzystwie a w domu się "dopycham". Moje podejście do jedzenia wpływa na mój tryb życia. Próbowałam też kiedyś wymiotów, tabletek, nadmiernych ćwiczeń fizycznych. Po tygodniach obżerania stosowałam totalne głodówki. Mam nieustanną potrzebę picia lub jedzenia. Moje planowanie jedzenia i ciągle o tym myślenie zajmuje mi 90% czasu. i wiem, że go tracę. I mogłabym w tym czasie zrobić wiele pożytecznych rzeczy i inicjatyw, ponieważ pomimo że jestem gruba i z tego powodu nieszczęśliwa to nie jestem głupia i durna. W związku z tym muszę się do zmiany wszystkiego przygotować. Bo niebawem czekają mnie w życiu spore zmiany o czym niebawem. W skrócie? Mam 10-12 miesięcy na zrzucenie 40 kilogramów. Do wymarzonej wagi 45. Nie będzie to wcale za mało. Przy wadze 52 jeszcze miałam sporo brzucha do zrzucenia. Mam 1,60 wzrostu. I wiem, że musiałam wrócić do bloga. Bo tu mnie może ktoś zrozumie. Bo rzeczywistość wokół mnie nie zrozumiałoby z tego ani słowa. 
koniec cz.1...

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję że ci się uda :). Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymam za Ciebie kciuki!! Przede wszystkim musisz inaczej zacząć myśleć o jedzeniu, najlepiej wyznacz sobie godziny posiłków (5 posiłków dziennie) i jedząc regularnie nie będzie Ci się chciało podjadać chipsów itp. Znajdź sobie jakieś hobby wtedy nim się zajmiesz, a nie myśleniem co by tu dziś zjeść! Jesteś młodą i na pewno silną kobietą więc wiem, że Ci się uda!! Pozdrawiam :]

    OdpowiedzUsuń